Gdy widzę na pokazach mody jakiś nowatorski pomysł lub świetną stylizację, nie myślę od razu, że "chciałabym to mieć", ale JAK mogłabym stworzyć podobny zestaw z rzeczy, które już mam. Takie podejście daje mi sporo satysfakcji, bo wymaga inwencji twórczej, którą po prostu lubię.
Obecnie branża modowa jest nie tylko coraz szybsza, o czym piszą i mówią już prawie wszędzie, ale wysyła również sprzeczne sygnały. Z jednej strony w magazynach modowych i w sieci czytamy porady jak kupować mniej, jak to moda niszczy środowisko, ile tysięcy litrów potrzeba na wyprodukowanie jednej pary jeansów, jak być eko i jakimi to jesteśmy wybrednymi i nienasyconymi konsumentami. Z drugiej strony tuż obok publikowane są wywiady ze znanymi osobami, które na każdym zdjęciu pozują w innej, modnej stylizacji, opisywane są najnowsze trendy, a zewsząd atakują nas reklamy nowych kolekcji.
Kilka miesięcy temu w jednym z postów poruszyłam temat "Dla kogo się ubieramy?". Czas na pytanie "Dlaczego kupujemy?". Być może to kolejne z pozoru banalne pytanie doprowadzi nas do ciekawych wniosków, pozwoli uporządkować szafę, w mieszkaniu zrobi się przestronniej, zaoszczędzimy pieniądze i czas spędzany w galeriach, a nasz styl wcale na tym nie straci, ba, może nawet zyska...
Zastanawiałyście się dla kogo tak naprawdę się ubieracie? Dla siebie? Znajomych? Przyjaciół, koleżanek czy kolegów z pracy czy szkoły? Dla chłopaka, męża... A może dla tych wszystkich nieznajomych, których codziennie mijacie na ulicach, w autobusach, galeriach handlowych, restauracjach, kinach. Czy bardziej ubieramy się dla kobiet czy mężczyzn?