Szarości, beże, brązy i granaty to te kolory, które znacznie częściej zaczną pojawiać się u mnie na blogu, nie zabraknie też kolorów jesieni i eleganckich zestawów, więc nudno nie będzie.
Spontaniczny wrześniowy wyjazd do Krakowa. Ach, te ciepłe wieczory i
tętniące życiem miasto. Śniadania w knajpkach przy rynku (polecam
"Chimerę" przy ul. Świętej Anny, koło Rynku), kruche ciastka z wiśnią za 2 zł
(w "Cukierni Wadowice", koło Plant), klimatyczny Kazimierz... Widać sporo remontów kamienic, ale to dobrze, bo za jakiś czas
będzie tu jeszcze ładniej.
Postanowiłam pozostać przy delikatnych szarościach i zaprezentować zestaw, jeszcze bardziej ograniczając kolor.
Tak jak obiecałam w poprzednim poście, wróciłam do klasyki i to do klasycznego kanonu elegancji, czyli Chanel.
Do jeansów w każdej postaci mam słabość. Po prostu lubię jeans. Pamiętam
czasy gdy w mojej szafie była tylko jedna para jeansów, która służyła
mi przez wiele lat, a oryginalną kurtkę Levisa podkradałam tacie i choć
była 5 rozmiarów za duża to i tak wszyscy mi jej zazdrościli.
Czasem gdy nic nie planujemy, wszystko się jakoś zgrabnie układa - tak właśnie było z tą sesją. Wychodziliśmy na miasto. Mąż, gdy zobaczył jak jestem ubrana stwierdził, że weźmie aparat, może po drodze nadarzy się okazja, żeby zrobić kilka zdjęć. A nuż coś z tego wyjdzie. No i wyszło...
Bardzo lubię tętniące życiem miasta, i te duże, i te mniejsze. Nie
chodzi mi tu o stojące w korkach setki samochodów, ale o ludzi:
spacerujących, spieszących się do pracy, zwiedzających, robiących
zakupy, siedzących w kawiarniach. Coraz mniej takich miast jest w
Polsce.
Rozkloszowane rękawy (które uwielbiam), falbanki, kokardki, tasiemki i
rozcięcia na rękawach - to wszystko spowodowało, że stałam się jej
posiadaczką. Zaskoczyła mnie świetna jakość tej bluzki i oddychający,
delikatny materiał.
Przyznam szczerze, że ogrodniczek nigdy nie miałam, nawet w latach 90-tych, kiedy były modne. Teraz wracają do mody, ale głównie w wersji krótkiej (szorty).