W dzisiejszym zestawie czarna baza stanowi tło dla dyskretnych lamparcich dodatków, które na jej tle wyglądają intrygująco. Koszula z Next, czarne proste spodnie Ewy Minge oraz płowa marynarka Petite.
Zastanawiałyście się dla kogo tak naprawdę się ubieracie? Dla siebie? Znajomych? Przyjaciół, koleżanek czy kolegów z pracy czy szkoły? Dla chłopaka, męża... A może dla tych wszystkich nieznajomych, których codziennie mijacie na ulicach, w autobusach, galeriach handlowych, restauracjach, kinach. Czy bardziej ubieramy się dla kobiet czy mężczyzn?
Wiosna zachęca nas do eksperymentowania z kolorami. Przedstawiam codzienny look z pazurem w postaci kolorystycznej dominanty.
Idzie wiosna, wraz z nią odzyskujemy energię, zaczynamy snuć wakacyjne plany, budzimy się do życia, robimy wiosenne porządki w szafach i mieszkaniach, zmieniamy garderobę. Ale czy to właśnie te porządki są najważniejsze?
Dzisiejsza stylizacja od razu skojarzyła mi się z piosenką Grzegorza Turnaua, której słowa możecie przeczytać poniżej. Tekst w pewnym sensie odnosi się i do mojego życia, bo przez ponad 40 lat "nie wyściubiłam nosa" poza moje miasto, a nawet poza ten sam dom. Natomiast smutno mi bardzo, że miasto, w którym dorastałam, uczyłam się i studiowałam ostatnio w tak szybkim tempie się zmienia. Coraz bardziej go nie poznaję.
Najprostsze rozwiązania są często najlepsze, i to w każdej dziedzinie. W ubiorze taką prostą receptą na dobry wygląd jest połączenie dobrej bazy ze szlachetną klasyką oraz atrakcyjnym (modnym lub oryginalnym) dodatkiem. Do tego należy dodać odpowiednie proporcje, pasującą nam kolorystykę, a o efekt nie będziemy musieli się martwić.
W tworzeniu zestawów bardzo lubię wszelkiego rodzaju ograniczenia, bo one stawiają mi wyzwania. Zawsze mam większą satysfakcję, gdy stworzę nową stylizację tylko przy użyciu rzeczy już posiadanych, a najwięcej radości sprawia mi wymyślenie niebanalnego zestawu z rzeczy pozornie zwyczajnych.
Trendy na sezon jesień zima 2016/17 niesamowicie przypadły mi do gustu i jestem nimi wprost zachwycona. Kolekcje są naprawdę piękne, przemyślane, czerpią z przeszłości to co najlepsze, w dużej mierze są funkcjonalne i wygodne - czyli wręcz wymarzone dla nas.
Nadchodząca po lecie jesień ma trudne zadanie, by nas do siebie przekonać. Krótkie dni, zimno, pochmurnie, deszczowo i coraz mniej słońca. Ale jeśli chodzi o ubiór, sytuacja nie jest aż tak beznadziejna...
W czasach PRL-u, gdy wszystko było szarobure i monotonne tęskniliśmy za kolorem. Każda rzecz przywieziona z zagranicy wzbudzała podziw i pożądanie (piękne piórniki, tornistry, adidasy, ubrania czy nawet zwykła czekolada w kolorowym opakowaniu). Później gdy nasze granice otworzyły się na to "całe dobro" zachodu, zachłysnęliśmy się nim. A teraz? A teraz po latach znów wracamy do spokojnych szarości i beżów.
Choć ostatnio pisałam, że moją szafę zdominują neutralne szarości, beże i brązy, to przecież pełna kolorów jesień jest zdecydowanie najlepszą porą roku do prezentowania takich oto stylizacji. Oby jak najdłużej trzymała nas w objęciach słońca i niezbyt niskich temperatur.
Postanowiłam pozostać przy delikatnych szarościach i zaprezentować zestaw, jeszcze bardziej ograniczając kolor.
"Małe rzeczy ... ale nie ma nic większego, prawda?", to cytat z jednego z moich ulubionych filmów, Vanilla Sky. Biegniemy przez życie do "wielkich" rzeczy: sukcesów, karier, wypasionych samochodów, pięknie urządzonych domów, i tak pędząc po naszej autostradzie życia, zabudowanej ekranami (dosłownie i w przenośni) nie jesteśmy w stanie dostrzec tych małych rzeczy, które codziennie przelatują obok nas. A przecież bez nich nic nie ma sensu!
Czas większych zakupów i chodzenia po sklepach chwilowo ustał. Co miałam kupić w dobrej cenie kupiłam, nad czym się wahałam nie kupiłam. A skoro nic nowego nie pojawiło się w szafie, to czy można Was czymś zaskoczyć? Proponuję sprawdzone połączenie - ponadczasową biel z dodatkiem czerni.
Dzisiaj, zgodnie z zapowiedzią, lekka modyfikacja ostatniego zestawu. Postanowiłam nie mieszać jej z balerinkami z poprzedniego posta, które były takimi "słodziakami", że nie chciałam ich przyćmić.
Po świętach pora wrócić do rzeczywistości, niekoniecznie szarej, bo granatowo-białej. Jest elegancko, ale zarazem wygodnie, trochę "marynarsko", ale w miejskim wydaniu.